czwartek, 16 sierpnia 2007

Festiwal "Sami Swoi" Lubomierz

Lubomierz 11.08 – 12.08.2007

Jak donoszą niektóre źródła, ponoć to polskie na wskroś hollywood. Powiedziałbym, że to mocno przesadzone bo pierwsze wrażenie jaki pozostaje po przyjeździe to takie iż to wielki odpust świąteczny z masą straganów pod hasłem „ wieś tańczy i śpiewa”. No ale jeśli tak ma wyglądać polskie hollywood to niech będzie w końcu co kraj to obyczaj.

Polska to kraj absurdu i idiotyzmu i nikt mnie z tego przekonania nie wyleczy i już. Podróż do Lubomierza oddalonego od Poznania raptem około 300 km trwała i trwała, a dokładnie osiem godzin. Pozdrawiam przy tej okazji pkp i polskich władców.
Na Euro 2012 proponuję zakupić lektyki i całą masę panów z iq poniżej 100 zwanych „telewizorami”, którzy teraz worzą się bejcami i w głowach im tylko to gdzie i jak komu wpierdolić, a tak będziemy się szybciej poruszać, korków nie będzie, zanieczyszczenie środowiska również spadnie, problem z autostradami zniknie, bo po co nam wtedy będą, a „telewizory” będą mieć zajęcie.

Wracając do wycieczki...


fot. Dworzec w Wrocławiu widziany z okna pociągu


fot. Podróże męczą
Wracając do wycieczki...

Chwila przerwy na Mc w Jeleniej wypadła całkiem owocnie. A śmiem twierdzić tak gdyż nasza wesoła gromadka powiększyła się o nowego członka rodziny. Witaj Ronaldzie na pokładzie!




fot. Mc Donald's w Jeleniej Górze

Jeszcze tylko 30 minut busem z Jeleniej Góry i jesteśmy. Lubomierz!

Miasteczko to w dniach festiwalu to jeden wielki grill, gdyż na każdym kroku bombardują cię zapachy swojskiego jadła, pieczonej karkówki, szaszłyków i kiełbas.

Sobotni festiwalowy wieczór spędziliśmy na poszukiwaniu szczęścia upojenia piwko, wódeczka , gorzka żołądkowa. A w miedzy czasie zaszczyciliśmy swą osobą pokaz przed premierowy pierwszego odcinka serialu „ Twierdza szyfrów”. Nie wypowiem się jak wrażenia bo bardziej były to negatywne niż pozytywne.




fot. Zaradność mieszkańców Lubomierza zachwyca, każdy interes jest dobry.


fot. Artur "Baron" Więcek przed galerią



fot. Muzeum filmu "Sami Swoi"nocą. Witają nas już od progu Kargul i Pawlak.



Festiwalowe niedzielne poranki nie należą to super miłych. Nie dość, że łóżko na którym spaliśmy z Lubą było tak wąskie, że krasnal by się nie wyspał. Cud chyba się zdarzył, że nie spadliśmy z niego. Co trzeba przyznać i podkreślić to kolor ścian bardzo gustowny, róż.
Dobry wyjazd to wyjazd z rzyganiem. I taki on był! Poranny paw i mogę dalej. Żurek i ciepła herbata zdziałały cuda, dalszy ciąg dnia wspominam już miło.
Na obiad udaliśmy się z Lubą na jeden z proponowanych przez liczne grille szaszłyki . Pycha były.

Pokazem „Jaśminum” zakończyliśmy nasz pobyt w Lubomierzu.






fot. Niedzielne kac śniadanko.




fot. Widoki z pokoju hotelowego.



fot. Dworzec w Wrocławiu i Wielki Mc

19:22 pociągiem do domku.

Około 22.00 Uff w domku.

Gratulujemy DDN’owi Srebrnej Zawleczki za „Manne” w końcu po to tam pojechaliśmy.

Brak komentarzy: