Dzień po dniu mija niczym chwila, niczym podmuch jesiennego wiaterku o poranku, budzę się tak niczym nie zmącony, wstaje, myje zęby , jem śniadanie , całuje ukochaną mi osobę, szepcze miłe słowo na dzień dobry pełne uczucia i wychodze. Kieruję się w stronę głupoty. W tym przypadku głupoty ludzkiej. Stoję sobie w tym tramwaju wiozącym wszystkich będących co rano w swoim własnym świecie do pracy. Ja od tygodnia nie przemierzam tego bezkresu głupoty w swoim świecie lecz w świecie głupoty narażony na liczne dźwięki i bezdźwięki. Dziś miarka się przepełniła, bo jak inaczej mam do tego podejść jeśli zostałem zbombardowany o poranku opowieścią płytką niczym kałuża po deszczu na polskich drogach o tym jak to się nie wygodnie i dziwnie chodzi w lateksowych ostrojebcach po kolana. Masakra intelektualna jaką zgotowały mi te dwa plastikowe blond osobniki długo mnie trzyma. Skąd taka teoria, otóż to jest godzina 22:11 a ja dalej nie mogę się otrząsnąć z tego piętna, muszę coś z tym zrobić. Mam nadzieję, że szybko zawitam w swym własnym świecie i bezpiecznie będe przemierzał ten bezkres głupoty, gdyż tak dalej długo nie pociągnąłbym. Może pomoże, a na pewno nie zaszkodzi, czas na browar , czas lęków mija, browar dobry na wszytko :>
wtorek, 30 października 2007
niedziela, 28 października 2007
wtorek, 23 października 2007
Stadne cierpienia o poranku...
Człowiek to zwierze stadne ale jak za cholerę mam czerpać przyjemność ze swojej przynależności do tego gatunku i przysposobienia do życia w stadzie kiedy codziennie rano jestem zmuszony przez inne istoty o przysposobieniu stadnym gnieść i cisnąć się w zajebiście luksusowym środku komunikacji miejskiej jakim jest przepiękny tramwaj pamiętający podejrzewam jeszcze późne lata gierkowskie ba obym się nie mylił, że pochodzą z wczesnych lat. Nie no jasne, że zdarzają się takie perełki w całym tym zbiorowisku co jeszcze nie uzyskały wieku dojrzałego według nomenklatury ludzkiej ale to raczej przypadek, a może i pomyłka przy pracy. Może na euro nam wymienią bo inaczej będą się mieli z czego śmiać angole, żabojady, makaroniarze i inne patafiany. Oj i tak będą mieli się z czego śmiać także niech im przynajmniej tego oszczędzą.

fot. Przystanek " Aleje Solidarności" o godzinie 7:40 23.10.2007 w lewym rogu ma Luba z torebałką
Z przyjemnością muszę stwierdzić iż czwarta RP przeszła do lamusa i dobrze! w kaczory z nią. Bleee. Piąta RP nastała! Drodzy rodacy wracajcie do polski tu też są zmywaki, małolaty potrzebują opiekunek, a drogi, budowle i itp. tanich rąk do pracy, a przy tym piwo jest tańsze i lepsze! Reklamy nie kłamią z tym piwem przecież ( Tyskie)!
Byłem w szoku wybrałem się wczoraj z Lubą na seans przed premierowy filmowego klubu Ferment filmu „Miasto Słońca” (Ghosts of Cite Soleil), a po seansie mieliśmy przyjemność spotkać i wysłuchać rozmowy prowadzącego z nijaki Rychem „Peją” poznańskim hip-hopowcem. No no nie powiem wgryzło mnie w fotel, nie dość, że chłop grzeszy inteligencja, to i nie mówi z dupy. Tekst na temat ludków w półmetrowych czopkach biało - czerwonych mnie rozsadził jak również pozostałych słuchaczy ( chodziło o małyszo-patriotów).
Pierwszy i nie ostatni raz byliśmy tam z Lubą, oj nie J !
Byłem w szoku wybrałem się wczoraj z Lubą na seans przed premierowy filmowego klubu Ferment filmu „Miasto Słońca” (Ghosts of Cite Soleil), a po seansie mieliśmy przyjemność spotkać i wysłuchać rozmowy prowadzącego z nijaki Rychem „Peją” poznańskim hip-hopowcem. No no nie powiem wgryzło mnie w fotel, nie dość, że chłop grzeszy inteligencja, to i nie mówi z dupy. Tekst na temat ludków w półmetrowych czopkach biało - czerwonych mnie rozsadził jak również pozostałych słuchaczy ( chodziło o małyszo-patriotów).
Pierwszy i nie ostatni raz byliśmy tam z Lubą, oj nie J !
niedziela, 21 października 2007
poniedziałek, 15 października 2007
"BIG BROTHER" The End
Dziś mija dokładnie tydzień od chwili kiedy zakończył nam się w domu „Big brother” i poczuliśmy komfort obcowania w domu po dwóch tygodniach domu wariatów. Pomyślał by ktoś, że Gofer już nie popirzdża z pędzlem, szpachlą i czym on tam miał, to remontu już nie ma, skończył się. Bu, a tu klops. Siedzenie na tronie wywołuje we mnie stan poszukiwacza niedoróbek. I tak zamiast spokojnie kontemplować nad sensem istnienia to szukam i tak wynalazłem, że trzeba kaloryfer jeszcze pomalować by nie rzucał się w oczy swym pomarańczowym jestestwem, rury od gazu i centralnego bo ruszyć nie można usłyszeliśmy od włodarzy bloku, dokończyć wykończenie sufitu. Także zamiast raczyć się spokojem i pięknem nowo wyremontowanej łazienki zapieprzałem jak cyrkowiec cały tydzień by wszystko było tak jak miało być i by ze spokojem duszy powiedzieć „zajebistą mamy łazienkę”, a co bo mamy i już. Ile to człowiek przy takim remoncie zdobędzie z dziedzin mu całkowicie obcych wiedzy to się w głowie nie mieści, a tak teraz wiem co i jak i jestem gościu. Nie ma to tamto jak ma luba coś wymyśli to mucha nie siada!
„Mocherowe berety” atakują, zwierają szyki, trenują i szykują się do ataku w końcu 21 października blisko, a ojciec dyrektor jak przykazał w eterze to przykazał, także wierny wojownik wykona. Skąd takie spostrzeżenia? Otóż w sobotę do południa miałem osobliwą przyjemność raz jeszcze brać udział promocji, a był to jakiś super ekstra dopalacz. Byłem w szoku w momencie kiedy babeczki w wieku grubo po sześćdziesiątce z kijkami w łapkach popiżdżały w tą i tamtą po cycatej adeli z uśmiechem na ustach. Szok!
Słońce mi chyba przygrzało i wszędzie widzę wojowników ojca dyrektora.
„Mocherowe berety” atakują, zwierają szyki, trenują i szykują się do ataku w końcu 21 października blisko, a ojciec dyrektor jak przykazał w eterze to przykazał, także wierny wojownik wykona. Skąd takie spostrzeżenia? Otóż w sobotę do południa miałem osobliwą przyjemność raz jeszcze brać udział promocji, a był to jakiś super ekstra dopalacz. Byłem w szoku w momencie kiedy babeczki w wieku grubo po sześćdziesiątce z kijkami w łapkach popiżdżały w tą i tamtą po cycatej adeli z uśmiechem na ustach. Szok!
Słońce mi chyba przygrzało i wszędzie widzę wojowników ojca dyrektora.
piątek, 5 października 2007
Wypierdalaj...
Po dwóch tygodniach rzeźni w mieszkaniu, a dokładnie w łazience tzn. w tym co ma być w przyszłości łazienką, aktualnie jest placem budowy zwanym „burdelem na kółkach z Goferem w środku” niczym wisienka na urodzinowym torcie kończymy remont. Tzn. widzimy już koniec, poświatę w tunelu marnej egzystencji bez dostępu do wanny. Tak żyć się nie da na dłuższą metę. Siedziałem wczoraj na tronie i przyjemnie kontemplując nad świeżutkim niczym bułeczka wydaniu Foto słyszę, plusk, plusk. „Kochanie co robisz? Kąpie się” Wszystko by było ok., ale jak to przecież ja siedzę w naszej „łazience” wraz z drabiną, klejem do płytek , płytkami na połowie podłogi i ściany, wanną, która w końcu znalazła się na właściwym miejscu dla siebie dnia wczorajszego, niech będzie. Dwa tygodnie pluskania się w misce o średnicy 35 centymetrów. Prze komiczny widok, pluskania się w takim czymś zwanym miską. O poranku jest jeszcze lepiej bo golenie się do lusterka o wymiarach 10x 8 centymetrów w pozie przypominającej jak by mnie pierdolneło dnia zeszłego w krzyżu burzy cały mój spokój wewnętrzny. Stoję nad zlewem z głową pod kranem , patrząc ze strachem w odpływ w bezkres publicznej kanalizacji i się zastanawiam czy zaraz mi z tego bezkresu nie wyskoczy między gały jakiś robal, czy nie daj borze skośnookie ziarno nie puści zielonego habazia by zaznaczyć swoje marne istnienie. Brzydzę się tym, czekam na kąpiel w wannie, mycie zębów nad umywalką, golenia się przed lustrem normalnych rozmiarów w pozie wyprostowanej, kontemplacją na tronie w ciszy i czystości.
Czystość i brak wszelakich narzędzi budowlach to to czego teraz me ciało i dusza najbardziej potrzebują i świeżych bokserek bo dnia dzisiejszego rano po 14 dniach burdel remontu zaznaczyły wszem i wobec , że już się skończyły czyste. Kurwa dajcie pralkę bo już nam się nie mieszczą brudne ciuchy. Zastanawiam się nad tym różowymi sznurkami, które ma luba mi poleciła przywdziać. Ale nawet ona nie chce tego przywdziać.
Gofer wypierdalaj z naszego mieszkania koniec big brothera!
Czystość i brak wszelakich narzędzi budowlach to to czego teraz me ciało i dusza najbardziej potrzebują i świeżych bokserek bo dnia dzisiejszego rano po 14 dniach burdel remontu zaznaczyły wszem i wobec , że już się skończyły czyste. Kurwa dajcie pralkę bo już nam się nie mieszczą brudne ciuchy. Zastanawiam się nad tym różowymi sznurkami, które ma luba mi poleciła przywdziać. Ale nawet ona nie chce tego przywdziać.
Gofer wypierdalaj z naszego mieszkania koniec big brothera!
poniedziałek, 1 października 2007
Dwa tygodnie z życia września....
15 – 22 września 2007
Pierwszy w życiu taki prawdziwy urlop postanowiliśmy z mą Lubą spędzić pomimo wielu pomysłów w polskich Tatrach. Z perspektywy czasu nie żałujemy tego wyboru w końcu tydzień spędzony w apartamencie na Krupówkach w samym centrum Zakopanego w otoczeniu pięknych ośnieżonych szczytów i kolorach pięknej polskiej jesieni, która pomalowała drzewa. Bajeczna kraina, polska złota jesień jest cudowna.
Czas w polskich Tatrach upływał nam na poznawaniu tej czarującej krainy.
Poznaliśmy: Dolinę Pięciu Stawów, Morskie Oko, Dolinę Kościeliską, Dolinę Chochołowską, Gubałówkę, Czarny Staw Gąsienicowy.
Zaś w drodze powrotnej odwiedziliśmy Kraków.
24 – 30 września 2007
Remont łazienki czas zacząć.
To już mnie męczy. Remonty nie są fajne, jeszcze tydzień katuszy nas czeka z tym remontem...
Czas w polskich Tatrach upływał nam na poznawaniu tej czarującej krainy.
Poznaliśmy: Dolinę Pięciu Stawów, Morskie Oko, Dolinę Kościeliską, Dolinę Chochołowską, Gubałówkę, Czarny Staw Gąsienicowy.
Zaś w drodze powrotnej odwiedziliśmy Kraków.
24 – 30 września 2007
Remont łazienki czas zacząć.
To już mnie męczy. Remonty nie są fajne, jeszcze tydzień katuszy nas czeka z tym remontem...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






























