Dzień po dniu mija niczym chwila, niczym podmuch jesiennego wiaterku o poranku, budzę się tak niczym nie zmącony, wstaje, myje zęby , jem śniadanie , całuje ukochaną mi osobę, szepcze miłe słowo na dzień dobry pełne uczucia i wychodze. Kieruję się w stronę głupoty. W tym przypadku głupoty ludzkiej. Stoję sobie w tym tramwaju wiozącym wszystkich będących co rano w swoim własnym świecie do pracy. Ja od tygodnia nie przemierzam tego bezkresu głupoty w swoim świecie lecz w świecie głupoty narażony na liczne dźwięki i bezdźwięki. Dziś miarka się przepełniła, bo jak inaczej mam do tego podejść jeśli zostałem zbombardowany o poranku opowieścią płytką niczym kałuża po deszczu na polskich drogach o tym jak to się nie wygodnie i dziwnie chodzi w lateksowych ostrojebcach po kolana. Masakra intelektualna jaką zgotowały mi te dwa plastikowe blond osobniki długo mnie trzyma. Skąd taka teoria, otóż to jest godzina 22:11 a ja dalej nie mogę się otrząsnąć z tego piętna, muszę coś z tym zrobić. Mam nadzieję, że szybko zawitam w swym własnym świecie i bezpiecznie będe przemierzał ten bezkres głupoty, gdyż tak dalej długo nie pociągnąłbym. Może pomoże, a na pewno nie zaszkodzi, czas na browar , czas lęków mija, browar dobry na wszytko :>
wtorek, 30 października 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz