piątek, 19 września 2008

Gastronomiczne eskapady

Konsumpcyjnie w gastronomii.

Blee! Nie lubimy kiedy pada – jest wtedy szaro, depresyjnie – głupio, tak jednym słowem, po psiemu stwierdzając. Państwo nie przewidzieli w swoich optymistycznych prognozach takiego scenariusza pogodowego – rankiem, po śniadanku była więc wieka narada – co dziś robimy. Padło na spacer, w okolicę handlową Świnoujścia. Ta, znajduje się blisko granicy, były więc prognozy, że będzie możliwość kupić jakieś rzeczy w większej ilości, w tańszej cenie. Nie daliśmy jednak rady się pozagłębiać w tamtejsze zakamarki, bo zaczęło padać. Pańciuś zarządził - „w tył zwrot”. Nie, nie, w tym momencie nie było już można dyskutować – zebraliśmy się z pańcią grzecznie i do domku. Był lunch, prasówka, filmik i obiadek, po obiadku znów wycieczka do Niemiec, na zakupy za pozostałość Euro(ale pani ma radochę jak idzie na takie zakupki – cieszą ją duperele, typu odplamiacz, kawa w super butelce, rzeczy, których rzekomo nie można kupić w Polsce). Spacer po plaży, leniuchowanie w koszyku.... i tak ku końcowi dnia na powietrzu. Wraz z nim koniec też naszego urlopu nad wielką kałużą.

Pozwolę sobie – bo pańcio powiedział, że mamy już ku temu ogromne predyspozycje – wyrazić swoją opinię na temat tutejszych punktów gastronomicznych i serwowanych przez nie potraw.

1.Smażalnia, pod daszkiem – zielone parasolki z logo smacznego heinekena, czysto schludnie. Smakowaliśmy tam zestaw obiadowy – dorsz, w fenomenalnej panierce (takiej jeszcze nigdzie nie jadłem, nawet pańciunia w swoim królestwie takich nie potrafi wyczarować), frytki własnej roboty i pyszne surówki. To miejsce dostaje ode mnie 6 (w skali od 0 do 6). Jak rybka w Świnoujściu, to tylko tam!
2.Kawiarnia Costa del Soll – o kurcze, tamtejsze ciasto tiramisu, własnej roboty właścicieli i lody – naprawdę miodzik. Daję 6 – uprzejma właścicielka, która chciała nam prawie zanieść ciasto do domu, w geście przeprosin, że nie pomyśleli o opakowaniach „na wynos” dla swoich klientów.
3.Restauracja „Przystań na wydmach” - ustronna knajpka, przyjemny wystrój, wielka uprzejmość dla czworonożnych – obowiązkowo świeża woda w misce. Menu zróżnicowane, ale zamówiona ryba była wysuszona, surówki niedoprawione. Dajemy 4.
4.Cukiernia w Ahlbeck. Narobiłem tam trochę hałasu, ale i tak zasłużyłem na miskę z wodą. Państwo kosztowali ciastka malinowo-jogurtowe i szarlotkę. Było pysznie. 6, absolutnie.
5.Gofrodajnia, na świnoujskiej promenadzie – na króla psiego – pyszne to gofry! 6! Pani raz nawet kupiła mi całego – caluteńki był dla mnie!
6.Karczma Polska – o kurcze, ależ zezłoszczono tam panczitę. Obsługa potraktowała nas jak jakiś odludków, tylko dlatego, że było zimno, a my chcieliśmy zjeść na zewnątrz (bo do środka ze mną państwo wejść nie mogli). No ale, żurek był pyszny, pańciowi aż się uszy trzęsły. Drugie danie też niczego sobie. Dajemy 5!
7.Smażalnia bez nazwy, obok smażalni na 6 – o kurde, żurek, jak nie żurek, gulaszowa też jakoś nie taka, stek przesmażony. Sałatka grecka pani, z kapusty pekińskiej??? No i traktowanie mnie jak kosmitę, nie wspominając już o sąsiadujących z nami Hanysach. Marne 2 im dajemy i przestrzegamy.

I to by było na tyle naszych kulinarnych wojaży. Tych nad wielką kałużą, bo od poniedziałku zaczynamy wojować w drugiej części Polski.

PS. Ciocie, wujkowie, babcie, dziadkowie, koledzy, koleżanki informuję, przypominam, iż 28.09.2008 kończę roczek. Pańcia, dziś na plaży szepnęła mi na uszko, że będzie jakiś tort, może i jakieś prezenty też dla mnie będą? W końcu roczek to ważna sprawa, prawda?













Brak komentarzy: