środa, 17 września 2008

rok i miesiąc :>

Wiedziałem, wiedziałem, jak ich podejść – dziś, w środę znów był spacerek na plaży. Pogoda w którymś momencie zaczęła się bardziej określać na pochmurną. Mnie to jednak nie przybijało – byłem ja, tony piachu i wielka kałuża! Jak już wspomniałem podszedłem ich taktycznie i udało się sprowokować do tego by mnie puścili. Hasałem, hasałem i w końcu ja i moje ringo (extra prezent od dziadka Marka) zanurzyliśmy się w kałuży. Pańcia się strasznie marszczyła widząc moje poczynania – czułem, że to się dla mnie dobrze nie skończy! Ech, nie przypuszczałem tylko, że nie skończy się też dobrze dla mojego przyjaciela zabaw ringo. Utopiłem go :( Ale los okazał się dla nas życzliwy – kałuża wyrzuciła je na brzeg i wracając z latarni dopadłem się go i już nie oddam. Dziadku, już będę go pilnował jak oka w głowie – obiecuję! Zmokliśmy jak cholerka, poszliśmy więc do hotelu na sjestę. Ja się przespałem, suszyłem, a państwo wpatrywali się w nowego „Batmana” (no, może raczej pan się wpatrywał, bo pani się przysnęło). Obiadek, piweczko i znów na plażę. Pańciusia dopięła swego i wypożyczyła dla nas taki super ekstra kosz. Słońce wyszło na całego i cała trójka miała cudną zabawę. Pokopałem trochę w piachu z pańcią, pańcio ze mną mewy pogonił, sikłem sobie w piach, pobiegałem, na goferka i w stronę domku, bo już siwe głowy krokiem chwiejnym na dancingi wyruszają. Nie wiem tylko dlaczego moi państwo tak się krzywią jak słyszą o wieczorkach zapoznawczych – ktoś mi może to wytłumaczyć, tak na psi rozum?

PS. Jak to niewiele trzeba by uszczęśliwić kobietę, moją pańcię – wystarczy zjeść z apetytem 4 do 5 miarek karmy dziennie. A jak mnie wtedy chwali!





















Brak komentarzy: