poniedziałek, 30 lipca 2007

Dupa mokra....

Dnia wczorajszego tj. 29.07.2007 wybraliśmy się z mą Lubą na poszukiwania czegoś.

Staramy się usilnie ukończyć przedpokój i gdzieś ta wizja jego non stop krążyła po naszych głowach także by ją urzeczywistnić wybraliśmy się do IKEI. Naszego ulubionego sklepu :).
Błądząc i plącząc się miedzy kolejnymi działami i w poszukiwaniu inspiracji i tego czegoś ma Luba natrafiła na swej drodze Donatelle. A fakt to ktoś nowy w naszej wesołej gromadce.

Donatella: żółty wielbłąd w czerwone bąbelki z pomarańczowymi girkami i jęzorem na wierzchu.

Jest udało się, znaleźliśmy!!! Tablica na której można pisać kredą wszystkie bzdurki, które przychodzą do głowy.

Myśl: Kupujemy?
Odpowiedź: Pewnie!


Jeszcze tego dnia tj. wczoraj znaleziona i zakupiona tablica zawisła u nas w przedpokoju, a na niej pojawił się pierwszy napis choć nie ostatni tego dnia:

„Dupa mokra”,
„ Witaj Donatello w domu”.










fot. Ławeczka

Odwiedziny

Godzina coś po 1:00 w nocy z wtorek na środę (24.07/25.07.2007):

Dzwoni telefon.
Odbieram.
W słuchawce słyszę radosne „ Cześć Taz otwórz domofon.....”

Goście – państwo Gibowiczowie. Dawno się nie widzieliśmy. Szkoda, że rano trzeba było wstać do pracy.

Środa popołudnie i wieczór:
..... indyjska knajpka, faja wodna z tytoniem bananowym, piwko, dobre towarzystwo i sielska atmosfera.

Czwartek wieczór:
.... było inaczej, a mianowicie dlatego iż wybraliśmy się na nowe dzieło Quantina Tarantino „Death Proof Grindhouse vol. 1”. Polecamy z tego miejsca tzn. ja i ma Luba, Piotrkowi i Dorocie też się podobało.

Piątek wieczór:
.... uff jak dobrze, że to piątek i na następny dzień do pracy nie trzeba było iść. Stoczyliśmy ciężką bitwę :> a skutki jej odczuwaliśmy na następny dzień. Jedni lżej, a inni ciężej. Niech będzie nie wymienię kto i gdzie spędził krótsze i dłuższe chwile ale było wesoło z tego powodu.







Godzina około 15.00 sobotniego popołudnia:
Pojechali sobie.... dzięki za odwiedzenie nas! Było miło...zapraszamy...

środa, 25 lipca 2007

Pozdrowienia z Miami po polsku...

4:30 sobota 21 sierpnia 2007

Ring, ring, ring czas wstać….

Szybko, szybko kąpiel, śniadanko, plecaki na plecy i w drogę najpierw na tramwaj, a następnie na pociąg.
         Nerwowe chwile przeżyć każdy musi. Nie ma to jak stoisz sobie w kolejce, grzecznie rano przed szóstą po bilet, nadchodzi twoja kolej, zakupu upragnionego papierka i co? I nic?!
Przykro mi kasa zamknięta chwilowo „przerwa”.!

6:16 Oł je udało się zdążyliśmy ze wszystkim i siedzimy w pociągu.

Świnoujście nadjeżdżamy....

Godzina 10 z minutami Świnoujście.

Położenie: szerokość geograficzna N 53° 54'
Długość geograficzna E 14° 14'
Mieszkańcy: 41,1 tysięcy
Powierzchnia: 19 723 ha


Świnoujście, jedno z najatrakcyjniejszych miast polskiego wybrzeża, położone jest na północno-zachodnim krańcu Polski. Jest jedynym miastem w Polsce leżącym na kilkudziesięciu wyspach.

Podobno: „Tu zaczyna się Polska”

Jego granice stanowią: od południa Zalew Szczeciński, od północy Morze Bałtyckie, od zachodu granica państwowa z Niemcami, zaś od strony wschodniej gmina Międzyzdroje. To właśnie dzięki swojemu wyjątkowemu położeniu Świnoujście jest miastem o wielu obliczach – z jednej strony ważnym ośrodkiem gospodarki morskiej i bazą marynarki wojennej, z drugiej – popularnym uzdrowiskiem i miejscowością turystyczną.


Mieliśmy szczęście słoneczko świeciło, wiaterek lekko chłodził, a na niebie małe chmurki.
Cóż chcieć więcej Luba, plaża., morze, chłodne piwko w cieniu palm....

Standardowo w tym dniu jak każdy szanujący się turysta wybraliśmy się na świeżutką rybę. Nie ma co nad morzem ewidentnie ryby smakują najlepiej. Bez dwóch zdań!

       Plany na wieczór również były niczego sobie z powodu iż akurat udało nam się zawitać w Świnoujściu w czasie trwania FAMY. Udaliśmy się z mą Lubą do muszli koncertowej by wysłuchać i zobaczyć co i jak na Famie się dzieje. Wszystko było by fajnie bo muzyka ok, atmosfera również, cieplutko także ale małe ale się pojawiło.
Komary. O zgrozo!
       Daliśmy rade może nie całe 30 minut wysiedzieć po czym udaliśmy się do hotelu, po drodze odwiedzając aptekę. Chyba najczęściej odwiedzane w tego wieczoru miejsce przez turystów. Standardowy zakup: środek przeciwko komarom oraz środek po ugryzieniu komarów.

        Niedzielny poranek przywitał nas deszczową pogodą i tak tez wyglądał cały dzień.
Szkoda, palny jakie mieliśmy na ten dzień musieliśmy przełożyć na kolejną wizytę nad polskim morzem.

Powrót.

PKP godzina 17:16 przestało lać i co z tego, czas wracać do domu.

PS. Podziękowania dla Marylki i Marka za super weekend!












czwartek, 19 lipca 2007

Tydzień z życia ...

Faktycznie ten tydzień od samego początku zapowiadał się dziwnie i inaczej, a mianowicie dlatego iż spędzam go samotnie na naszych włościach gdyż ma Luba wyjechała na szkolenie do Skierniewic.

Pięć dni z życia mężczyzny :) wygląda tak:

Dzień „pierwszy”, poniedziałek 16 lipca 2007

Ufff ale upał obudziłem się o 6:00 o zgrozo ale wcześnie i samotnie. Słoneczko już mocno dawało się we znaki. Po ponad dwóch tygodniach „pory deszczowej” to iście szok dla organizmu. Zmarnowany noga za nogą udałem się do kuchni by uszykować sobie śniadanie i coś nie bądź do pracy. Ehh ma Laba to pycha śniadanka robi i równie pyszne do pracy.
W tym miejscu chce Ci za te śniadanka podziękować kochanie!

Powrót:
Samotny obiad, samotny wieczór. To nie jest fajne, nie dla mnie. Szwendałem się z konta w kont nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nawet piwo nie smakowało tak dobrze.

Dzień „drugi”, wtorek 17 lipca 2007

W sumie początek podobny. I o dziwo jestem punktualnie jak w szwajcarskim zegarku w pracy.

Nie ma co wizyta u fryzjera i obcowanie z ludźmi zdecydowanie poprawia humor!

Dzień „trzeci”, środa 18 lipca 2007

Poranki nie różnią się za bardzo niczym w ciągu tygodnia po za inny prowadzącymi w „Kawie czy herbacie?” oraz zmieniającymi się tematami.

Nadszedł ten dzień. Dzień sprzątania. Zabierałem się do tego jak do jeża ale w końcu zacząłem gruntowny porządek. O dżi pranie, wieszanie prania, ścieranie kurzy, odkurzanie, podlewanie kwiatów itp. Nie skończyłem. Po trzech godzinach poddałem się dokończę w czwartek....

Dzień „czwarty”, czwartek 19 lipca 2007

Poranek nie różnił się zbytnio od poprzednich. Wstałem później o pół godziny, gdyż wczoraj jakoś tak budzik nie wiedzieć czemu ustawiłem.

           Siedzę przy tym biurku w pracy, upał taki, że nawet muchy mają w dupie latanie i wqrzanie mnie. Znalazłem nowe miejsce dla mojej "klimy dla ubogich" tzn. wentylatora. Postawiłem go centralnie na wprost mnie za kompem ale ulga, dam rade do 16:30.
A tak na marginesie to dziwne, że firma która zajmuje się klimatyzacją nie posiada klimatyzacji w własnych biurach.

„Szewc w dziurawych butach chodzi”
? Pewnie tak.

niedziela, 15 lipca 2007

Sobota 14 lipca 2007 Wycieczka do Kórnika

      Otworzyliśmy rano oczy i nie mogliśmy w to uwierzyć wow słoneczko za oknem i cieplutko. Bomba gdyż tego dnia w planie mieliśmy kolejną wycieczkę krajoznawczą.

Śniadanko – kąpiel – pytanie „ kochanie czy coś Ci wyprasować” - szybkie pakowanie – i już jesteśmy w tramwaju w drodze na dworzec PKP.

12:50 jesteśmy na dobrej drodze gdyż siedzimy już w pociągu i za 25 minut będziemy na miejscu.

13:15 Dworzec PKP w Kórniku

Ups czeka nas ponad 4 km marszu drogą lub łapanie stopa. Nie wzięliśmy pod uwagę tego iż z dworca do zamku może być tak daleko. Przewodniki tego nie podają...dlaczego?!
Nie wierze to chyba najszybciej złapany stop w życiu.... 5 minut i jesteśmy na miejscu pod bramą zamku i bogatsi o dodatkową informację, że 200 metrów od zamku serwują pyszne kurczaki.

Czy już wszystkie nasze wycieczki będziemy zaczynać piwkiem. Cymu nie :>
Zimne piwko w cieniu zamku, pycha :)

To do dzieła. Ruszamy zwiedzać.

Krótki rys historyczny

Zamek w Kórniku

       Początki historii kórnickiego zamku sięgają średniowiecza, gdy właścicielami Kórnika byli Górkowie. To najprawdopodobniej oni w XIV w. rozpoczęli budowę swojej rodowej siedziby. Ukończona około 1430 r. murowana, obronna budowla otoczona była fosą, a dostęp do niej był możliwy jedynie przez zwodzony most oraz opuszczaną kratę. Do dziś z tego okresu zachowały się stare mury i piwnice obiektu. W XVI w. zamek został przebudowany w stylu renesansowym, tak świetnie, iż w 1574r. przyjmowano w nim Henryka Walezego spieszącego na koronację do Krakowa. Nowy okres świetności zamku nastąpił w drugiej połowie XVIII w. kiedy jego właścicielką była Teofila z Działyńskich Szołdrska-Potulicka. Ta światła i gospodarna właścicielka przebudowała swoją siedzibę nadając jej charakter barokowej rezydencji arystokratycznej. Ostatnią przebudowę zamku przeprowadził w XIXw. Tytus Działyński. Zaprojektowana przez Karla Friedricha Schinkla, i przebudowana przez miejscowych rzemieślników, neogotycka rezydencja rodu Działyńskich charakterem nawiązuje do budowli obronnych.

Arboretum

     Park, tak jak i zamek, przechodził różne koleje losu. W II poł. XVIII w. Teofila z Działyńskich Szołdrska-Potulicka zmieniła przy zamkowy ogród w modny ówcześnie park w stylu francuskim ze strzyżonymi żywopłotami, sztucznymi sadzawkami, kamiennymi figurkami i wodotryskami. Z zachowanych z tego okresu planów sytuacyjnych wynika iż ogród ten zajmował stosunkowo niewielka powierzchnię. Początki dzisiejszego Arboretum to XIX w., a jego twórcą był Tytus Działyński. Powiększył i przebudował park w stylu krajobrazowym (angielskim) charakteryzującym się dużymi przestrzeniami naturalnych łąk i trawników, z szerokimi perspektywami i swobodnymi grupami drzew i krzewów. Park kórnicki do dzisiaj zachował wiele elementów takiej właśnie architektury ogrodowej. Tytus Działyński szczególnie interesował się obcymi gatunkami drzew i krzewów i zgromadził w kórnickim parku bogata kolekcję roślin drzewiastych, które sprowadzał z Francji, Anglii, Belgii i Niemiec. Dziś przyzamkowe Arboretum należące do Instytutu Dendrologii Polskiej Akademii Nauk jest największą chlubą przyrodniczą kórniczan. Należy do najstarszych w Polsce i najbogatszych pod względem liczby gatunków i odmian parków dendrologicznych w Europie Środkowej (ok. 3,5 tys. gatunków). Wiele z okazów, często o imponujących rozmiarach, liczy sobie dzisiaj 130-180 lat. Najstarsze drzewa to ok. 300-letnie lipy drobnolistne rosnące przy głównej alei biegnącej od Zamku w kierunku Bnina. Kórnickie Arboretum najbardziej znane jest jednak z przysłowiowych gruszek na wierzbie, cypryśnika błotnego oraz pięknie kwitnących magnolii, lilaków, azalii i różaneczników.

Na dziedzińcu zamkowym stoją dwie XVIII-wieczne oficyny. Mniejsza z nich to tzw. „Klaudynówka” (na cześć Klaudyny z Działyńskich)


fot."Klaudynówka"




fot. Zamek w Kórniku

Wrażenia z wizyty w Kórniku mamy z Luba mieszane gdyż z jednej strony fakt zamek ładny ale co to park pytamy się nawzajem siebie. Same drzewa i krzaczory bleeee nie podobało nam się i nie pojedziemy tam już.

Pycha obiad na starym rynku w Poznaniu zakończył naszą sobotnią wycieczkę... obrzarliśmy masakrycznie...

piątek, 13 lipca 2007

Piątek trzynastego....

Z ostatniej chwili...

Dziś.

Piątek 13 lipca 2007 Poznań

Zaczynam powoli dostawać małpiego rozumu i "kurwicy pogodowej". Jak nie wieje, to pada,
a jak nie pada to chce padać i tak w kółko.
Tego, który tym wszystkim steruje chyba popieprzyło na maxa - no chyba, że faktycznie strasznie nas nie lubi tzn. nas ludzi. O marny nasz żywot co począć, oj marny!

Jeszcze jakiś czas tak będzie, a pomyślę, że zamiast nowych trampków które tak lubię zakupie sobie parę kaloszy. Taką nówkę sztukę nie śmiganą. :) Może faktycznie to nie jest zły pomysł, przynajmniej po kałużach będę mógł bez stresu hycać! plum tam plum tu bęc! Ciekawe czy znajdę takie w czachy. A jak! Obowiązkowo takie muszą być jak by co!?!?

Jak tak dalej pójdzie to pewnie i mej Lubej sprawie parasol w bąbelki, o którym wspominała w tym tygodniu. Ehh gdzie taki znaleść....

Dzień Shreka, tzn. wybieramy się dziś wieczorem z Lubą na film, a może do kina, zawsze to mylę istotne , żę film chcemy zobaczyć, a nie żadne tam takie, no. Dawno nie było nas tam, a przecież lubimy kino i filmy. Trzeba to nadrobić.

Może wezmę ze sobą swoje zabawki i powstanie jakieś nocne ujecie Poznania....

Targanie statywu i całej reszty.....o zgrozo...

środa, 11 lipca 2007

Spoglądając....

Siedzę w pracy...
... pewnie tak samo jak ponad połowa takich jak ja i po głowie chodzi mi myśl:

„co ja tu do cholery robię?!”

          Bardzo dobrze, że za oknem mamy porę deszczową w wydaniu europejskim to nawet nie tak bardzo mnie zniechęca myśl, że dzieciaki w tym momencie mają wakacje. Nie no jasne wakacje dobra sprawa. Tak sobie poleżeć, pobyczyć się na zielonej trawce w cieniu drzewa, popijając zimne piwko bądź to bardziej kreatywnie spędzić ten czas. A tak pada, a jak nie pada to jest pochmurno i brzydko bleeee.
          Spoglądam w to okno kiedy mój wzrok przestrzeli ekran rozświetlonego furią barw mego 15 calowego monitora i dochodzę do spostrzeżenia, że wszyscy się gdzieś śpieszymy. Cały swój żywo gdzieś podążamy. Bo jak tu nie mieć takich spostrzeżeń jeśli nawet małe bobasy prą na świat z brzuch swego żywiciela jakim jest młoda mama, by poznawać, zdobywać, radować się. A później? Z czasem jest coraz szybciej i szybciej.

Ja sobie posiedzę tu i popatrzę na to z boku.

Jedno jest pewne jak dwa dodać dwa ( cztery ?), ten ogólny pęd sprzyja naszemu rozwojowi.

Może, więc pędźmy?!

O spadła pierwsza kropla deszczu dzisiejszego dnia....

sobota, 7 lipca 2007

Sobotnie wędrówki po stolicy Pyrlandii

              Wybraliśmy się z mą Lubą na wystawę fotografii pt. "Miasto – odcienie obcości" do CK Zamek. Czarno biała fotografia ukazująca Berlin lat 1974-75 oraz 1995-2007 okiem Andreasa Rosta i Ulricha Wüsta. Polecamy. Warte zobaczenia.

Spacer uliczkami stolicy pyrlandii....

Kadry







Przed kinem Muza p.Gutka. Ma luba sprawdza co w trawie piszczy w kulturalnym świecie Poznania...



Szef kuchni spełniał dziś marzenia kulinarne swej Lubej :)

Do stołu podano:

- Frytki;
- Pierś z kurczaka w kawałkach w ziołach;
- Sos czosnkowy;
- Sałatka w skład której wchodziły pomidory, ogórek i sałata pekińska.




PS. Informacje z placu boju.

Szafka na buty prawie gotowa tzn. już stoi spełnia swe zadanie ale brakuje w niej jeszcze tylko półki wewnątrz w nadchodzącym tygodniu pojawi się jak również reszta brakującego wystroju naszego przedpokoju.

czwartek, 5 lipca 2007

Zrób to sam...

        Po długich i żmudnych poszukiwania tu i tam potrzebnej nam szafki na buty by nie potykać się o nie co dzień rano jak zaspani wstajemy z ma lubą kierując się w stronę kuchni bądź też łazienki postanowiliśmy sami takową skonstruować.

Pomysł

Pomysł był prosty ma się składać z tego z czego składa się każda szafka. Prostota rządzi no i co istotne ponoć tak powiadają w każdej z gazet zajmującą się wystrojem wnętrz, że w modzie. A nie mogę być w błędzie bo takowych pism u nas pod dostatkiem i na czasie przybywa bo ma luba uwielbia zgłębiać wiedzę na ten temat. No ja też lubię wiedzieć co i jak aktualnie jest na topie J.

Poniedziałek 2 lipca 2007

Udaliśmy się z mą Lubą do sklepu by zamówić materiał na naszą szafkę. Początkowo sądziliśmy, że tego samego dnia dostaniemy naszą szafkę w postaci puzzli do domu. Buuuu pomyłka. Teraz wszyscy się budują, a jak nie budują to remontują także odbiór musiał zaczekać do dnia następnego.

Wtorek 3 lipca 2007

Odebraliśmy nasze puzzle tzn. elementy naszej przyszłej szafki.

Etap zrób to sam.

Pan A. Słodowy pewnie, co niektórzy wiedzą kto to, a jeśli nie to www.google.pl i szukamy był by zadowolony bo z mą Lubą zabraliśmy się raźno za kompletowanie reszty potrzebnych akcesoriów do stworzenia szafki.

Zakupiliśmy: wiertło pod zawiasy (26mm); klej to drewna i wszystkiego; kołki drewniane sztuk 20; dyble sztuk 4; podkładki filcowe by nie rysować podłogi; uchwyty do drzwiczek sztuk 2; papier ścierny; komplety wierteł i kluczy; okleina do obrzeży sztuk 4.

W domu:

Ups :) pomyłka zapomniałem, że szafka również ma boki!

Środa 4 lipca 2007

Nie ma co trzeba było zabrać się za składanie. Konkurencja dla stolarzy rośnie, a co Polak potrafi!

Wiercenie , klejenie, szlifowanie.
No no jestem dumny z mej Lubej, cudownie wyglądała jak szlifowała boki przyszłej szafki.

Czwartek 5 lipca 2007

To dziś :)

Ma Luba pisała dziś egzamin, nie wiem z czego ale pewnie to trudne i nie zrozumiałe lepiej może nie będę pytał o zagadnienia , ważny jest fakt, że już po i że jest zadowolona z tego jak jej poszło.

Ale to nie o tym miało być.

Szafki ciąg dalszy.

Ma Luba wyruszyła raz jeszcze do sklepu by zakupić brakujące elementy, o których zapomniałem.
Może dziś złożymy całą.

Zobaczymy!!